Czy mają przyszłość związki matrymonialne osób o odmiennych poglądach politycznych, gospodarczych i/lub społecznych? Czy zależy to od poglądów czy może bardziej od postaw i doświadczeń obu stron?

Przeszukując internet pod kątem tego tematu, natykałam się głównie na opisy podobieństw i różnic partnerów w ich poglądach religijnych. Co do politycznych, gospodarczych i/lub społecznych, to opisuje się go rożnie - często widzę, że ktoś na jakichś forach spyta o to, ale nie uzyskuje odpowiedzi.

Na www.goldenline.pl natknęłam się na interesującą konwersację. Najbardziej zainteresowały mnie następujące wypowiedzi

Dawid C [15.10.2007, 22:28] "W teorii zawsze, w praktyce różnie bywa. Są emocje i myśli, których wpływ na działanie potrafi każdy kompromis zniszczyć lub uniemożliwić. Pamiętam, jak w moich studenckich czasach ludzie dzielili się na dwa obozy (spowodowane było to wyborami prezydenckimi, w których kandydatami w II turze byli PP. Wałęsa i Kwaśniewski). Rany - ale się działo... Związki się rozpadały, ludzie w akademikach i mieszkaniach studenckich żarli się, tłukli nawet (!), wyprowadzali do innych pokojów lub mieszkań (wg orientacji na kandydata)... Problem polega na tym, że orientacja polityczna jest wypadkową (albo przyczyną - zależy to od człowieka) pewnego przyjętego zbioru zasad i norm tak myślenia, jak i postępowania. Zaczyna się wówczas wojna na argumenty - z autopsji wiem, że często przykra i trudna, a najczęściej - do niczego konstruktywnego nie prowadząca. Jeśli związek dwójki takich ludzi ma przetrwać, to muszą oni umieć oddzielić sferę swoich poglądów od własnego egoizmu i nauczyć się szacunku dla faktu, że druga osoba może myśleć inaczej. A o czynach, które z tych myśli miałyby wyniknąć - decydować wspólnie."

Karolina Ciosk (Komorowska) [23.10.2007, 17:02] "Dla mnie polityka to ważna sprawa i nie sadze żebym mogła dogadać sie z facetem, który ma zupełnie inne poglądy polityczne. Przecież to nie chodzi tylko o sympatię do którejś z partii, ale w ogóle o podejście do życia, do spraw państwowych, do modelu rodziny i wielu wielu innych spraw... Polityka nie kończy się tylko na polityce.
Nie wyobrażam sobie, aby mój facet był np sympatykiem Samoobrony :) hehe z resztą takim facetem chyba bym się nie zainteresowała. Myślę, że nasze poglądy polityczne świadczą o nas.... Jedynie para, która nie bardzo zna się na polityce, nie bardzo się tym interesuje mogła by żyć ze sobą mając nieco inne sympatie polityczne.
Ja nie mogłabym na pewno; okazało się to w tych wyborach, kiedy mój kochany głosował co prawda za właściwą partią, ale zaznaczając już kandydatów na senatorów strasznie mnie zdenerwował i myślałam że go dosłownie zabiję! Sa to dla mnie zbyt ważne tematy, wagi państwowej, to moja ojczyzna przecież i nie wyobrażam sobie, aby mój wybranek nie szanował mojego podejścia do życia, do (...)"
Użytkownik Karolina może mieć rację w tym, że para o odmiennych poglądach politycznych mogłaby być ze sobą jedynie w przypadku braku szczególnego zainteresowania obu stron polityką. Natomiast uważa ona, że w przypadku, gdy choć jedna z nich chce wdrażać swoje w życie, może być nienajlepiej.

Wobec tego, czego dowiedziałam się do tej pory o poglądach politycznych, gospodarczych i/lub społecznych w związkach, widzę następujące modele partnerów/partnerek.

A. Brak sprecyzowanych.

B. Sprecyzowane, ale nie jest się jakimś ich propagatorem.

C. Sprecyzowane i jest się ich propagatorem, ale w żadnym razie nie narzuca się ich.

D. Sprecyzowane, jest się ich propagatorem i narzuca się je w myśl zasad typu "masz inne poglądy - zmień je na moje, albo zaględzę cię na śmierć".

E. Sprecyzowane, jest się ich propagatorem i narzuca się je nawet przemocą.

I tu dochodzimy do następujących wniosków. W przypadku par o tych samych poglądach raczej każdy model związku będzie dobry - tj. A+A, B+B, C+C, D+D (przynajmniej nie pozabijają siebie nawzajem), E+E (tak jak w przypadku D+D), A+B, B+C i A+C. Jednak w przypadku par o rożnych poglądach jedynie związki A+A, B+B i A+B uważam za bezpieczne dla obu stron.

Innymi słowy, moja postawa w tej kwestii ma kilka gałęzi. Sama nie wątpię w istnienie par będących ze sobą mimo różnic w poglądach. Jednak co mają począć osoby A/B/C, które trafiały na partnera/partnerkę D/E? Oczywiście - znając jego/jej postawę od początku mogą nie wchodzić z nim/nią w związek. Jednak co w przypadku gdy najpierw druga strona jest do rany przyłóż - a dopiero kiedy przychodzi czas na rozmowę o poglądach - jeszcze gorzej jeśli po długim czasie - okazuje się burakiem? Ty wyrażasz swoje poglądy jedynie na prośbę partnera/partnerki - tłumacząc jemu/jej spokojnie i bez wścieklizny, czemu u ciebie np. jakiś pogląd lub polityk jest na plus. Podajesz na potwierdzenie swoich tez konkretne wypowiedzi, źródła, itp. Na dodatek nie wyrażasz ani słowa krytyki wobec poglądów, polityków, itp. popieranych przez partnera/partnerkę lub jest ona minimalna i konstruktywna. Jednak jedyne co słyszysz w odpowiedzi to coś w stylu "Martwię się o ciebie. popierasz oszołomów - są tacy a tacy, a ty mimo to...". Z pewnością każdy czuje się niekomfortowo w obliczu krytyki popieranej osoby lub idei - jednak co innego konstruktywna krytyka, a co innego tzw. hejt i sporne argumenty. Oczywiście, można w takich wypadkach poprosić o zaniechanie rozmów o polityce, gospodarce i/lub sprawach społecznych. Jednak dwie sprawy. Jeśli przedtem partner/partnerka zdążył/a już zwymyślać coś i/lub kogoś popieranego przez nas - to część z nas ma ochotę od razu zakończyć związek z powodu takiego braku tolerancji. Jednak inna część jeszcze próbuje go ratować - właśnie prosząc partnera/partnerkę o zaniechanie rozmów na owe tematy i podając konkretne powody swojej prośby, oraz żądając od niego/niej przeprosin za jego/jej niestosowne zachowanie. Jeśli ta prośba zadziała - to dobrze. Jednak co jeśli nie - a na dodatek partner/partnerka zacznie mówić "Ale ja tylko wyrażam swoje opinie"? Jeśli ten cykl powtarza się, co wrażliwsi w takich sytuacjach tracą nerwy i zaczynają się złościć i wtedy usłyszą "Czego się ciskasz?! Z tobą nie da się rozmawiać!" A prawdą jest, że zadający to pytanie powinni zadać je sobie w sytuacjach, w których hejtują cokolwiek lub kogokolwiek związanego z poglądami partnera/partnerki.

Dochodzi tu również kwestia wychowania dzieci - dobrze, gdy oboje rodziców mają w tym udział. Jednak przy kształtowaniu ich poglądów może dochodzić do nieprzyjemnych tarć w przypadku kiedy choć jeden z rodziców jest nietolerancyjny względem poglądów drugiego.

Z pewnością zakończenie związku nawet z partnerem/partnerką D/E jest tym trudniejsze, im dłużej było się z nim/nią i zdążyło się przyzwyczaić do siebie nawzajem. Również uważam, że tym gorzej, im częściej wiązało się z kimś nietolerancyjnym lub miało się takie doświadczenia na polu innym niż matrymonialne, np. w kręgu zwykłych znajomych. Taka osoba "po przejściach" może już nie chcieć wiązać się z kimś o choć trochę innych poglądach z obawy przed kolejnymi kłótniami. Nie chcę tu moralizować, ponieważ nie czuję się ekspertem - ale może byłoby lepiej dla takiej osoby "po przejściach", by w trosce o komfort psychiczny związała się z kimś o takich samych poglądach?

    Fot: www.gospelgifs.com