Zmieniło się w ostatnich miesiącach bardzo wiele. Jeszcze kiedy wyjeżdzałem do Doniecka to dominowała pośród ludzi postawa biernego odbioru tego co się dzieje na wschodzie. Absurdalność medialnych przekazów kwitowano przeważnie wzruszeniem ramion, a w radykalniejszych sytuacjach zmianą kanału. Na którym przeważnie prezentowano dokładnie to samo. Pośród wszystkich za/przeciw polskiego odbioru sprawy noworosyjskiej nie podkreśla się tego co dla Polaków powinno być najważniejsze,bo o ich los tutaj chodzi. Czy Noworosja stanie się nowym Naddniestrzem,czy wejdzie w skład Federacji nie ma, aż takiego znaczenia jak to, że toczy się obecnie regularna batalia o nasze umysły. Po jednej stronie ringu mamy armię telewizji i prasy,wspieranej przez niegłosowane ustawy i fundacje wzajemnego obrotu gotówki, po drugiej stronie do walki staje...nikt. Niemal przy każdej okazji mówi się jak to rosyjska propaganda próbuje zdominować polskie dusze, a Dugin (margines większy niż Macierewicze) ma za swój święty cel zniszczenie Polski. Tymczasem rosyjskie media właściwie polski odbiorca nie interesuje. Zaryzykuję stwierdzeniem, że jest im wręcz kompletnie obojętne co się u nas mówi- oczywiście ciężko nie skorzystać ze schetynizmów.

Dla Rosji Polska jest jakimś europejskim folklorem politycznym,doskonale zdają sobie sprawę, że Warszawa własnej polityki nie prowadzi i należy rozmawiać dalej: z Berlinem, Paryżem. Rzeczypospolita jest dla mediów wschodnich tylko obrazem unijnej forpoczty, głośnej, ale bez politycznego znaczenia.
Narożnik pozostaje nieobsadzony,ponieważ skoro my nie chcemy walczyć o siebie to dlaczego miałby to zrobić ktoś inny? "Ani zachód, ani wschód nie wydobędzie Polski(...). Może jednak zawalczymy? Stawka jest wysoka- Polska jest forpocztą unijnego świata, ale równie dobrze może stać się frontem zniszczenia "tego".Jak niegdyś Polska przyczyniła się do rozpadu sowieckiego sojuszu, tak może stać się zarzewiem rozpadu atlantyckiego sojuszu.
Dlatego media zasypują nas lawiną propagandy,aby jasno postawić warunki gry: albo Unia, albo Rosja. Nie tędy droga, Polski interes jest nad Wisła, a nie Renem,bądz Wołgą. Sami powinniśmy decydować o swoim losie, podczas kiedy politycy sprzedali naszą niepodległość- śmią twierdzić, że tejże nieboszczce zagraża euro-azjatyzm. Może i zagraża, nie witam międzynarodówek z entuzjazme. Jednak najpierw trzeba mieć czegoś bronić.

Można pałać miłością do zachodu i tego co zdaje się reprezentować. Nie daje to jednak mandatu do takich manipulacji jakimi posługują się dzisiejsze dzienniki- nie tyle co jednostronny przekaz, ale wręcz nachalnie "objawiony".To, że informacje się wykluczają, a przekazanie czegokolwiek co nie jest uwielbieniem dla Ukrainy wiąże się już ze znanymi określeniami. Jak więc prowadzić kampanię odfałszowania, urealnienia tego wszystkiego co wiąże się z tą wojną?
Jak pokazać ofiary ukraińskich celowych ostrzałów i beznamiętnie stwierdzić, że to ludzie strzelają do swoich rodzin/bliskich/sąsiadów? Słynna fraza"ktoś"? Nie kpijmy sobie z faktów.
Dla większości ludzi sprawa Noworosji jest jasna: nie interesuje ich.Co najwyżej posłużą się gotowym schematem myślowym, który nie wytrzymuje najdrobniejszej próby. Ludziom zwyczajnie nie zależy już na polityce, zwłaszcza ukraińskiej.Jednak natrętna propaganda zrobiła swoje, wielu mimo-woli zastanowiło się dlaczego za wszelką cenę lansuje się jeden niepodważalny obraz, za którego krytykę traci się pracę? I coraz więcej ludzi dostrzega, że w mediach są wyłomy- coraz większe,wystarczy tylko spojrzeć i okaże się, że nie wszystko jest takie jak główne danie podane wygodnie na tacy.
Toczy się wojna, ale w jej cieniu toczy się nie mniej krwawa walka o to jak daleko w społecznej manipulacji można się posunąć. Dzisiaj powstańców nazywają terrorystami, a jutro to może nas tak nazwą.