Moja polemika o tym jak pięknie uszczęśliwiono kobiety parytetami w imię walki z dyskryminacją. Zamierzam udowodnić, że parytety są toksyczne dla kobiet.

Nie wszystkie nadajemy się do polityki (to samo tyczy się mężczyzn, oczywiście). Jest to jeden z powodów dlaczego nie zawsze w jakiejś partii politycznej będzie działać tyle kobiet, by w razie wyborów w Polsce mogło ich być na listach wyborczych tyle ile każe parytet. Im większy problem dana partia ma z tą kwestią, tym częściej przy okazji wyborów musi ona szukać kandydatek po rodzinach członków i wśród jej sympatyczek lub jeszcze gdzieś indziej.

A jak to nie podziała, to co? Czy zdaniem pań takich jak Kazimiera Szczuka czy Joanna Senyszyn partia ma nachalnie zachęcać lub zmuszać kobiety do kandydowania? A jeśli jakaś kobieta nie nadaje się do danej struktury, np. parlamentu i/lub sama nie chce kandydować bo nie czuje się na siłach? Potem jak wykonanie jakiegoś zadania się nie powiedzie, biedna będzie mieć pretensje do siebie i tych. którzy nakłonili ją, by startowała w wyborach.

Ja sama wbrew pozorom nie czuję się politykiem. Działam w Kongresie Nowej Prawicy tylko dlatego, że ten schorowany kraj potrzebuje pomocy, a społeczeństwo jakby nie patrzeć pogrąża się w marazmie, toteż każda para rąk się liczy. Jednak będę unikać jak ognia startowania we wszelkich wyborach, w których parytet nie będzie wymagany do rejestracji list. Generalnie nie będę startować – o ile sytuacja w KNP w danych wyborach nie będzie tego wymagać - przecież nie pokażę swoim współ ideowcom gestu Kozakiewicza i nie zostawię Polski w potrzebie.

Co mi po pół-ścisłym umyśle skoro mam delikatną psychikę? Jak zdarza mi się usłyszeć w telewizji dziamdziolenie tych wszystkich pseudo-dygnitarzy, wdzięczących się do kamer jak na wybiegu do pokazów mody i to co wyprawiają, robi mi się słabo. I jak miałabym pracować niemal na co dzień w tym środowisku, zachorowałabym na mentalną grypę.

Swoje przeszłam w kampanii wyborczej do PE - tak sobie zszarpałam wtedy nerwy, że ręka, noga, mózg na ścianie - mimo wsparcia, jakie dostałam - m.in. od znajomych z partii - za które jestem bardzo wdzięczna. Więc powtarzam, wystartuję tylko w razie potrzeby!

Nie ma takiej siły, która zmieniłaby moją decyzję w tej kwestii! Wolę malowanie paznokci i wiedeńskie kawiarnie od afer taśmowych i komisji śledczych! 

Przecież jeśli jakaś kobieta autentycznie nadaje się do polityki i chce w niej być, to poradzi sobie bez parytetów. Jedne z bardziej znanych przykładów to śp. Lady Margaret Thatcher i p. Angela Merkel. Bez parytetów partie wystawiałyby do wyborów tego, kto najbardziej się nadaje - bez względu na płeć kandydata, a jedynie ze względu na kwalifikacje i doświadczenie.

Parytety sugerują kobietom, że bez nich by sobie nie poradziły. To obraza dla kobiet, które właśnie rzeczywiście czują się na siłach, by działać na scenie politycznej na równi z mężczyznami, zwłaszcza jeśli mają do tego predyspozycje. A może część feministek krzyczy za parytetami, bo chce władzy, a jest świadoma, że nie ma odpowiednich kwalifikacji i doświadczenia i nie poradziłaby sobie w polityce bez parytetów? A tak to owa część usprawiedliwia swoją obecność w polityce walką o prawa kobiet.

Na koniec archiwalne nagranie z wypowiedziami pana Janusza Korwin-Mikkego o parytetach:

        Fot: demotywatory
        Źródło nagrań wideo:brytanlodz