Dyrektor zabronił używania i noszenia szwedzkiej flagi w jakiejkolwiek postaci, gdyż może ona obrażać uczniów o tzw. „zagranicznym pochodzeniu”. Zakaz nie obowiązuje jedynie w święta narodowe i przy wymianach uczniowskich.

„Każde zastosowanie szwedzkiej flagi jest zabronione. – Chcemy, upewnić się, że uczniowie nie chcą urazić nikogo flagą Szwecji” powiedział Hans Akerman.

Szkoła podstawowa „Söndrumsskolan” znajduje się w Halmstad. Szkoła wcześniej przyciągnęła uwagę mediów, kiedy kierownictwo szkoły zamówiło malowanie graffiti na jednej ze ścian szkolnych przez artystę Carolina Falkholt. Malowanie wizualizacji przedstawiało nogi kobiety w pończochach. To przyciągnęło wówczas silną krytyką ze strony lokalnych polityków. Teraz debata rozgorzała po tym, gdy administracja szkoły wydał nowe przepisy dotyczące sposobu korzystania z szwedzkiej flagi.

Przepisy zakazujące noszenia publicznie flagi w jakiejkolwiek postaci z wyjątkiem dni państwowych oraz w przypadku wymiany międzynarodowej z zagranicznymi studentami. Wszelkie inne użycie jest zabronione.

Dyrektor Hans Åkerlunda twierdzi, że przy użyciu flagi w niewłaściwy sposób może urazić studentów i stanowić przestępstwo z „mowy nienawiści”. Jednak jak sam twierdzi, nie było wcześniej żadnych problemów w szkole związanych z flagą. – Tym bardziej dziwi postawa dyrektora.

„Nowe przepisy są środkiem zapobiegawczym” – mówi przez telefon dyrektor Åkerlund.

Krytycy twierdzą, że Szwecja cierpi z powodu „politycznej poprawności” na forach internetowych zawrzało. Część Szwedów twierdzi, że jest to typowe zachowanie zaniepokojonych pracowników zatrudnionych w sektorze publicznym. Na Twitterze, niektórzy twierdzili, że ta historia była związana z islamem i muzułmanami, ale nie ma na to dowodów. Mimo to, każdy wie, kto może „czuć się obrażony” przesz szwedzką flagę.

Źródło: nyheteridag.se
 
          perezja.pl


Po raz kolejny w Niemczech odbyła się manifestacja przeciwko islamizacji kraju i zachodu oraz religijnemu fanatyzmowi. Tym razem w Dreźnie zgromadziło się rekordowo dużo Niemców; policja szacuje, że w proteście uczestniczyło 17 500 ludzi. Organizatorów akcji potępia niemiecki minister sprawiedliwości, Heiko Maas.

Organizatorem cotygodniowej manifestacji jest PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu). Protest miał pokojowy przebieg i zgromadził o 2 tys. więcej uczestników niż tydzień temu.

Manifestacje w Dreźnie organizowane są od 10 tygodni. Na początku swoje negatywne zdanie o napływie imigrantów z krajów muzułmańskich wyrażało niecałe 1000 osób, jednak z tygodnia na tydzień jest ich coraz więcej.



Lewicowa organizacja Dresdner Nazifrei, opowiadająca się za wielokulturowością, tradycyjnie starała się zakłócić przebieg manifestacji jednak interwencja policji zapobiegła konfrontacji obydwu grup. Przeciwnicy islamizacji są przez nią określani jako faszyści i rasiści.

Sami protestujący twierdzą, że nie mają nic wspólnego z faszyzmem a bronią jedynie swoich wartości i kultury.

Negatywnie do manifestantów odnosi się także niemiecki rząd. Minister Sprawiedliwości, Heiko Maas, oświadczył, że manifestacje organizowane przez PEGIDA są hańbą dla Niemiec. Z kolei Kanclerz Niemiec, Angela Merkel ostrzegła rodaków przed „zwodniczą” retoryką ksenofobicznych środowisk i zapewniła, że w Niemczech panuje wolność zgromadzeń jednak nie ma miejsca na podżeganie do nienawiści.

Islam jest drugą co do wielkości religią w Niemczech skupiającą nawet 4,5 mln wyznawców z czego blisko 1,8 mln to rodowici Niemcy, którzy przeszli na islam. Tylko w 2014 roku do Niemiec przybyło 200 tys. imigrantów z krajów arabskich, głównie z Syrii, Iraku i Afganistanu. 

 https://www.youtube.com/watch?v=CrCds1hfi0g 
  
 Źródło: pikio.pl


Przez stulecia alchemicy w swoich laboratoriach bezskutecznie próbowali przemienić ołów w złoto. W XXI w. na Ukrainie udał się proces odwrotny – złoto „zamieniło się” w ołów.

Miesiąc po tym, jak szefowa Narodowego Banku Ukrainy przyznała, że w skarbcach banku centralnego praktycznie nie ma złota – zostało nieco, ale to zaledwie 1% rezerw”, a kontrolowana przez nią instytucja sprzedała 1/3 krajowych rezerw, wokół ukraińskiego złota robi się coraz ciekawiej. Doniesienia zza naszej wschodniej granicy po raz kolejny potwierdziły, że tak, jak pieniądze lubią ciszę, tak złoto od ciszy jest wręcz uzależnione.

Jak donosi ukraiński portal „Kapitał” – a za nim inne media zza naszej wschodniej granicy - w odeskim oddziale ukraińskiego banku centralnego wykryto przestępstwo. Sztaby, które w dokumentach figurowały jako złoto, okazały się być jedynie … pomalowanym na złoto ołowiem. Stratę banku centralnego, który został wmanewrowany w kupno ołowiu, oszacowano na 5 milionów hrywien (ok. 319 000 dolarów lub 1,112 mln złotych).

To relatywnie niewiele – przy obecnej cenie złota kwota ta pozwala kupić zaledwie kilka kilogramowych sztabek. Oszustwo datowane na okres od sierpnia do października było jednak dosyć zuchwałe. W ostatnich latach głośno było raczej o używaniu do tych praktyk wolframu pokrytego cienką warstwą złota. W 2012 r. takie przypadki wykryto m.in. w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii.  

W przeszłości zdarzały się jednak bardziej spektakularne fałszerstwa. W 2008 r. bank centralny RPA odmówił przyjęcia etiopskiego złota ze względu na wątpliwości co do jego jakości. Próby przeprowadzone w Etiopii potwierdziły, że w skarbcu banku centralnego znajdowało się ... pozłacane żelazo udajace kilkadziesiąt kilogramów złota.

W rozmowie z rzecznikiem lokalnej policji portalowi udało się ustalić, że w sprawie tej toczy się już śledztwo. Ze wstępnych ustaleń wynika, że oszuści mieli swoją „wtyczkę” w banku, która umożliwiła im sprzedaż fałszywego złota. Wykryto też, że zakup „złotego złomu” nie był należycie kontrolowany. Jak informuje portal „Vesti-Ukr”, podejrzane o udział w procederze osoby zbiegły m.in. na Krym.

Informacje o wykryciu fałszerstwa w Odessie zbiegają się z publikacją danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego o aktywności banków centralnych na rynku złota. Według nich, Narodowy Bank Ukrainy sprzedał w listopadzie 2,488 tony złota i posiada – przynajmniej oficjalnie, bez rozróżniania na prawdziwe złoto i ołów – 23,639 tony cennego kruszcu (najmniej od 9 lat). Dla porównania w 2014 r. Ukraina wchodziła jeszcze z 42,61 t złota na koncie. 



 Źródło: bankier.pl


Czyżby Smok zaczął się powoli przebudzać? Skok gospodarczy Chińskiej Republiki Ludowej przyniesie skutek w postaci prężenia muskułów, prowadząc w niedalekiej przyszłości do ekspansywnej polityki militarnej państwa środka?


Fragment z Polskiej Agencji Prasowej:
"Państwowa agencja informacyjna Nowe Chiny (Xinhua) zakomunikowała, że ChRL w ramach operacji pokojowej ONZ skieruje swoje siły zbrojne do Sudanu Południowego. Do tego ogarniętego wojną domową państwa uda się batalion piechoty Armii Ludowo-Wyzwoleńczej liczący 700 żołnierzy, wyposażony m.in. w drony, transportery opancerzone, moździerze i broń przeciwpancerną. Pierwszych 180 chińskich żołnierzy wyląduje w Sudanie Południowym już w styczniu przyszłego roku; pozostali dołączą do nich w marcu."

Źródło: PAP




Mówi Wojciech Sumliński:
https://www.youtube.com/watch?v=HyKsI4MjFNk

Mówi Antoni Macierewicz:
https://www.youtube.com/watch?v=5eRPJLXdJEI

Mówi red. Marzena Nykiel (wSieci i wpolityce.pl)
https://www.youtube.com/watch?v=of6dbTj8WD8


Tusk musi się skupić na treści. Bawiło mnie, że były dwa pomysły interpretacji: że skoro nowe i od Tuska, to musi być na czterech stronach. W Polsce to chwyta, ale do mnie dzwonili zagraniczni dziennikarze i pytali, czy Tusk naprawdę napisał cztery strony… — mówił Paweł Kowal, oceniając początki Donalda Tuska w roli przewodniczącego Rady Europejskiej. Były europoseł przekonywał również, że konkluzje pierwszego szczytu, zwłaszcza w sprawie Ukrainy i rosyjskiej agresji były zbyt słabe. – Nie da się zbudować pozycji przewodniczącego Rady Europejskiej w oparciu o to, że krócej trwają kolacje i mniej zapisane jest w konkluzjach… A to było za słabe na ten moment — mówił Kowal na antenie radia tokfm.


Jak tłumaczył polityk Polski Razem, to są także sygnały do Gruzji, Mołdawii i innych krajów, które są na rozdrożu. – Mówią „Król Europy”, „prezydent”, a trzeba przypilnować funkcji przewodniczącego. Czy on jest w stanie silnie moderować, by instytucje Rady były silniejsze? — zastanawiał się Kowal.

Zwrócił przy tym uwagę na niezwykle bierną postawę polskiego rządu. – Polskie stanowisko powinna reprezentować polska premier, a my ciągle pytamy Tuska… — dodawał. Kowal apelował przy tym, by europejska polityka wobec Rosji była mocniejsza, a nie wyznaczona w kierunku „odpuszczania” Putinowi.

Źródło: radio tok fm


O godz. 10.00 rozpoczęła się rozprawa, w której zeznaje Bronisław Komorowski. Prezydent jest świadkiem w procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i byłego oficera WSI płk. Aleksandra L., oskarżonych o płatną protekcję przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Transmisja jest dostępna w Telewizji Republika. Warto zaznaczyć że na sali jest obecna telewizja TVN, ale nie prowadzi transmisji. 

Komorowski zeznaje w nietypowych okolicznościach, bo nie w gmachu sądu, a w Kancelarii Prezydenta. Rzekomo ze względów bezpieczeństwa.

14.15
Sąd odroczył sprawę do 11 lutego 2015 roku.

14.12
Zakończyło się przesłuchanie świadka Bronisława Komorowskiego. Sumliński wydał na zakończenie oświadczenie ws. zeznań prezydenta – zaznaczył w nim, że sprawa fundacji Pro Civili nigdy nie trafiła do sądu.

Bronisław Komorowski wyszedł z sali.


(TV Republika)

14.07
Komorowski: - Od dłuższego czasu wmawia się opinii publicznej na temat moich związków z oficerami WSI. To absurdalne zarzuty i oskarżenia. Moje kontakty z WSI zawsze były kontaktami wynikającymi ze zwierzchnictwa. Wynikały one z moich obowiązków z czasów MON.

14:01
Sąd uchyla kolejne pytania Wojciecha Sumlińskiego. Oskarżony pyta o znajomości ludzi z fundacji Pro Civili i świadka Komorowskiego.

13.49
Czy świadek słyszał coś o fundacji Pro Civili, kiedy był ministrem obrony narodowej? - dopytuje Sumliński. Przewodniczący uchyla pytanie, bo nie ma związku ze sprawą. Wcześniej Sumliński zwrócił się do sądu o włączeniu do akt sprawy jego dziennikarskiego materiału dotyczącego fundacji Pro Civili.


(TV Republika)

Czytaj więcej...



W nocy ze środy na czwartek rządząca koalicja Platformy i PSL-u znowu zdecydowały się „pomagać” przedsiębiorstwu Lasy Państwowe, proponując wprowadzenie do Konstytucji RP dziwnego zapisu, który z jednej strony miał bronić jego zasoby przed prywatyzacją, z drugiej otwierał do niej furtkę.

Zapis proponowany przez większość rządową miał brzmieć „lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym z wyjątkiem uzasadnionego celu publicznego”.

Wyjątki te określałaby stosowna ustawa więc jak łatwo się domyślać jeżeli znalazłaby się w Sejmie większość, która szeroko zakreśliłaby uzasadniony cel publiczny to zasoby Lasów Państwowych mogłyby być użyte np. do zaspakajania roszczeń reprywatyzacyjnych.

W nocnym głosowaniu 291 posłów koalicji Platformy i PSL-u wspieranych także przez SLD i Ruch Palikota opowiedziało się za tą zmianą, 150 posłów Prawa i Sprawiedliwości, a także Sprawiedliwej Polski było przeciw i dzięki temu zmiana Konstytucji RP została zablokowana (rządzącym do jej przeforsowania na szczęście zabrakło 5 głosów).

Przypomnijmy tylko, że to już kolejne „podejście” koalicji Platformy i PSL-u pod zasoby Lasów Państwowych.

Nowy minister środowiska Maciej Grabowski już w styczniu 2014 roku (do 27 listopada poprzedniego roku, wiceminister finansów), zaproponował w ustawie o lasach „rabunkowe” zmiany w ich gospodarce finansowej.

Otóż od 2016 roku Lasy Państwowe mają co roku wpłacać do budżetu państwa kwotę 100-150 mln zł rocznie (2% rocznych przychodów, a więc swoisty podatek obrotowy) i to niezależnie od tego czy ich wynik finansowy w danym roku budżetowym będzie zyskiem czy stratą.

W związku z tym, że w ostatnich 5 latach, Lasy osiągały dodatnią różnicę pomiędzy przychodami a kosztami na poziomie około 200 mln zł rocznie, oznacza to efektywną stawkę tego podatku w wysokości około 80% (stawka podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) wynosi w Polsce 19%, a stawka karnego podatku z nieujawnionych źródeł wynosi 75%).

Ale jeszcze bardziej absurdalny jest zapis zobowiązujący przedsiębiorstwo Lasy Państwowe do wpłaty do budżetu państwa w latach 2014-2015, jak to ujęto z kapitału własnego, astronomicznej kwoty 1,6 mld zł po 0,8 mld zł rocznie (w ratach kwartalnych).

Środki te w wysokości po 650 mln zł rocznie w latach 2014-2015 mają być przeznaczone na finansowanie budowy dróg lokalnych realizowanych przez samorządy gminne i powiatowe, a po 150 milionów rocznie zostanie w budżecie państwa.

A więc w 2014 roku, roku kampanii wyborczej do jednostek samorządu terytorialnego, samorządy gminne i powiatowe (ponieważ środki na drogi lokalne dzielą poszczególni wojewodowie, dotrą one najprawdopodobniej tylko do tych, którymi kierują burmistrzowie, wójtowie i starostowie z Platformy i PSL-u), otrzymały od rządu prezent pochodzący ze swoistej „grabieży” zasobów finansowych Lasów Państwowych.

Teraz już wiadomo, że konieczność wpłacania przez Lasy Państwowe co kwartał już w tym roku po 200 mln zł, paraliżuje ich gospodarkę finansową (Lasy tracą płynność), a ponadto oznacza radykalne obniżenie nakładów inwestycyjnych z przewidywanych wcześniej kwoty 1,2 mld zł do zaledwie 0,6 mld zł.

Utrzymanie tak dramatycznie wysokiego dodatkowego obciążenia podatkowego do końca 2015 roku, może doprowadzić Lasy Państwowe do załamania się ich gospodarki finansowej i w konsekwencji utraty możliwości finansowania swoich zadań, a to z kolei może skłonić rządzących do powołania na ich majątku spółki Skarbu Państwa i rozpoczęcia procesu jej prywatyzacji.

W przypadku takiego rozwoju sytuacji, ogromnym zagrożeniem dla Lasów jest zniesienie z dniem 1 maja 2015 roku ograniczeń kapitału zagranicznego w dostępie do polskiej ziemi, która będzie mogła być nabywana bez ograniczeń przez cudzoziemców.

Wspaniale się więc stało, że kolejne „zainteresowanie się” koalicji Platformy i PSL-u zasobami Lasów Państwowych jednak się nie powiodło.

Autor: Zbigniew Kuźmiuk
Źródło: Stefczyk.info


W środę polski producent pociągów Pesa podpisał z Deutsche Bahn umowę ramową dotyczącą dostarczania pojazdów szynowych typu LINK.
Wartość kontraktu może sięgnąć nawet 5 mld złotych.


Bydgoska firma ma dostarczyć Niemcom do 120 pociągów rozwijających prędkość 120 km/godz. oraz do 350 pociągów, które mogą jeździć 140 km/godz. To, czy kontrakt w całości zostanie spełniony zależy od tego, ile przetargów na obsługę połączeń wygra Deutsche Bahn.

O wysokiej jakości oferowanej przez polskiego producenta świadczy fakt, że niemieccy przewoźnicy stawiają wysokie wymagania wobec firm dostarczających pojazdy szynowe. Bydgoska firma obecnie eksportuje swój towar do takich krajów jak Brazylia, Chile, Ukraina, Węgry i... Włochy. 

Dzięki nowemu kontraktowi Pesa planuje zwiększenie zatrudnienia o 500 osób. Już teraz przedsiębiorstwo zatrudnia ok. 3,6 tys. ludzi. 

Źródło: mysl24.pl


"Oczywiście, że przestraszyć nas, wstrzymać, izolować Rosji nikomu się nie udało. Nigdy się nie udawało i nigdy się nie uda" - powiedział Władimir Putin, którego cytuje rosyjska agencja RIA Novosti.

Prezydent Rosji zaznaczył, że tego typu próby podejmowano już na prezestrzeni stuleci, z czego nie jeden raz w XX wieku.

Putin powiedział również, że najczęściej słychać oświadczenia o tym, że Rosja powinna "drogo zapłacić za swoje niezależne stanowisko, za to, że wspiera rodaków, za Krym, za Sewastopol, czasami, zdaje się, że po prostu za to, że istniejemy" - mówił.

"Rośnie liczba niebezpieczeństw i zagrożeń, ignorowane są normy praw międzynarodowego, w ruch idą wszystkie środki: i szantaż, i prowokacje, presja ekonomiczna i informacyjna, postawiono na radykalne elementy, ugrupowania nacjonalistyczne, próby zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej i tym samym wzięcia pod pełną kontrolę całych państw" - uważa prezydent Rosji.

Źródło: RIA Novosti / Kresy.pl


Ruch Narodowy w środę przestawił swojego kandydata w najbliższych wyborach prezydenckich. Będzie nim Marian Kowalski.

W tamtym tygodniu działacze Ruchu Narodowego zapowiedzieli, że do końca tego roku poznamy kandydata narodowców w wyborach na prezydenta Polski.

Na środowej konferencji narodowcy zaprezentowano działacza lubelskiego Obozu Narodowo-Radykalnego, Mariana Kowalskiego, który z ramienia Ruchu Narodowego będzie walczył o fotel prezydenta III RP. Już dziś wiadomo, że jego konkurentami będą: Andrzej Duda (Prawo i Sprawiedliwość) oraz Janusz Palikot (Twój Ruch).

Wybory na prezydenta Polski odbędą się w maju 2015 roku.

Ochroniarz, trener, polityk

Marian Kowalski ma 50 lat. Uczęszczał do I Liceum im. Stanisława Staszica w Lublinie z którego został usunięty podczas stanu wojennego. Później podjął pracę w sklepie rodziców, a po ich śmierci prowadził firmę samodzielnie. Obecnie jest ochroniarzem i instruktorem sportowym. Zasiada w Radzie Decyzyjnej Ruchu Narodowego. Jest także działaczem Brygady Lubelskiej Obozu Narodowo-Radykalnego. Niegdyś pełnił funkcję rzecznika prasowego ONR. Tydzień temu ogłoszono powstanie partii o nazwie Ruch Narodowy, w której Kowalski został wiceprezesem.

W wyborach na prezydenta Polski będzie startował po raz pierwszy. W tegorocznych wyborach samorządowych kandydował na prezydenta Lublina. Uzyskał 3 332 głosy. W maju 2014 roku wziął udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Startował z pierwszego miejsca na liście Ruchu Narodowego w województwie lubelskim i zdobył ponad 5700 głosów. W 2006 roku był kandydatem na prezydenta Lublina z ramienia Unii Polityki Realnej.


Źródło: wmeritum.pl